26 maja, w niedzielne popołudnie sąsiedzi z Przedmieścia Świdnickiego spotkali się na jednym z osiedlowych placów zabaw, uczcić Europejski Dzień Sąsiada. Idea popularna na zachodzie, w Polsce powoli zapuszcza swoje korzenie. Przy sąsiedzkim cieście, kawie i herbacie, ludzie starają się stworzyć swoją małą wspólnotę. Niedługo, bo 16 czerwca spotkają się jeszcze raz: tym razem w większym gronie, na Sąsiedzkim Pikniku.
O tym jak trudne bywają początki, a także o tym jak ważne jest budowanie sąsiedzkiej wspólnoty rozmawialiśmy z Robertem Chmielewskim, dyrektorem Ośrodka Działań Artystycznych Firlej.
Kamil Kuchta: Kto jest organizatorem tej imprezy? Firlej? Rada osiedla?
Robert Chmielewski: Ideą dnia sąsiada jest to, żeby ludzie go organizowali sami dla siebie. Firlej nie jest więc organizatorem, a raczej inspiratorem. Wzięliśmy tę ideę z zachodu i staramy się ją rozpropagować, bo wydaje nam się ważna i ciekawa. Ale główną siłą napędową mają być ludzie, sąsiedzi. Teraz, drugi rok z rzędu, dzięki uprzejmości rady osiedla Przedmieście Świdnickie, spotykamy się, żeby wspólnie świętować.
Dlaczego plac zabaw?
Bo to miejsce przyjazne rodzinom z dziećmi. Udało się nawet załatwić dla nich animatorów. Do tego, plac zabaw położony jest między blokami, więc widać go z większości okien.
Czyli sukces?
Nie do końca. Z jednej strony cieszę się, że udało się zebrać te kilkadziesiąt osób. Ale to wciąż mizerny wynik. Niech Pan zobaczy. Z tego bloku przyszła jedna osoba. Z tego tam dalej też jedna. A przecież w każdym z nich mieszka pewnie ze sto osób. Oczywiście cieszę się z tego co jest, ale jestem jednocześnie odrobinę rozżalony, bo to bardzo piękna idea i liczyłem na większe zainteresowanie.
Może do części osób po prostu nie dotarła wiadomość o imprezie?
Ale trudno nie wiedzieć, o tym co się dzieje pod oknem. To nie jest tak, że tego typu wydarzenie musi być promowane w radiu, telewizji, a najlepiej przed głównym wydanie wiadomości. To widać z okna. To, że tutaj będzie się coś działo, widać od paru godzin. Widzi Pan? Tam zza firanki, ktoś podpatruje. Może przyjdzie za rok. A może nie przyjdzie w ogóle? Czasami mam wrażenie, że część osób przyspawało się do tych firanek…
Może patrzą w nie to okno…
Tak, niestety dziś dla wielu okno jest w internecie. Szczególnie dla was, młodych. Ale nie bierzecie uwagę tego, że można się integrować się przez internet, ale jest o integracja pozorna. Nie można jeść sąsiedzkiego ciasta przez internet. Można znaleźć na nie przepis, zrobić je i zjeść samemu. Ale to już nie jest ciasto sąsiedzkie. Ideą tych dni sąsiada w Europie jest to, żeby ludzie żyjący w jednym bloku zaczęli mówić sobie „dzień dobry”, a w ślad za tym, żeby się spotykali, przychodzili sobie z pomocą.
Może trzeba organizować takie wydarzenia częściej?
Już niedługo będzie okazja, żeby poprawić wynik. 16 czerwca w parku przy Kolejowej będziemy organizować Piknik Sąsiedzki. Są kraje, gdzie w dzień wolny, świąteczny, rodziny przygotowują jedzenie, wkładają je do piknikowego kosza i wychodzą na dwór. Niektórzy z dziećmi, inni bez. Rozkładają koc na trawie i tak jedzą obiad albo śniadanie. Mam nadzieję, że tę modę uda nam się zaszczepić tu na osiedlu.